„Bezpośrednią przyczyną śmierci chłopca była postępująca niewydolność wielonarządowa. Doprowadziła do niej poważna choroba oparzeniowa i ciężkie zakażenie całego organizmu, spowodowane rozległymi, długo nieleczonymi ranami oparzeniowymi” – podało w poniedziałek Górnośląskie Centrum Zdrowia Dziecka im. św. Jana Pawła II.
To właśnie tam lekarze walczyli od tygodni o życie 8-latka, którego dramatyczna historia poruszyła Polskę.
Prawdę odkrył biologiczny ojciec
Ten dramat nie ujrzałby światła dziennego, gdyby nie interwencja biologicznego ojca Kamila. To dzięki niemu na początku kwietnia do akcji wkroczyła policja z Częstochowy. Bo to tam właśnie doszło do tych strasznych wydarzeń.
Ojciec dziecka, kiedy odwiedził byłą partnerkę, zobaczył, w jakim stanie jest Kamil. Dziecko było bite, przypalane papierosami, polewane wrzątkiem. Mężczyzna, kiedy odkrył, co się dzieje w domu, od razu zawiadomił służby. Mówił potem dziennikarzom, że był przerażony. Że jego dziecko leżało skulone i okropnie śmierdziało. Chłopiec wył z bólu, kiedy ojciec próbował je umyć.
Za tym koszmarem 8-latka stał jego ojczym. Na jaw wyszło, że to on jest oprawcą – sprawcą oparzeń głowy, tułowia oraz kończyn i złamań kończyn. Chłopiec trafił do szpitala w bardzo ciężkim stanie.
Ojczym oprawca, wyrodna matka, ślepi wujek i ciotka
27-letniemu Dawidowi B., ojczymowi chłopca, prokurator zarzucił, że usiłował pozbawić życia swojego pasierba, polewając go wrzątkiem i umieszczając na rozgrzanym piecu węglowym. Tak doszło do obrażeń głowy.
Mężczyzna znęcał się nad dzieckiem, a matka Kamila nie stawała w jego obronie. Magdalena B. jest podejrzana o narażanie swego dziecka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia, a także udzielenia pomocnictwa mężowi w znęcaniu się nad chłopcem.
Dawid B. przyznał się do zarzucanych mu przestępstw, ale odmówił złożenia wyjaśnień. Matka także się przyznała.
Oboje zostali aresztowani na 3 miesiące. O tym, czy zmieni się kwalifikacja czynu, zdecyduje teraz prokuratura.
Zarzuty w tej sprawie usłyszeli także siostra matki 8-latka i i jej wujek, którzy mieszkali w tym samym mieszkaniu.
Dziecko nie żyje!
– Kamilek przez cały pobyt w szpitalu był głęboko nieprzytomny. Nie miał świadomości, gdzie jest, ani co go spotkało. Ani przez chwilę nie cierpiał – poinformował w poniedziałek szpital.
Chłopiec korzystał z zaawansowanych metod leczenia, m.in. z respiratoterapii, dializoterapii oraz wysokospecjalistycznej aparatury ECMO, zapewniającej wspomaganie krążenia i pozaustrojowe natlenianie krwi.
– Był pod ciągłą, niezwykle troskliwą opieką naszego personelu medycznego. To wszystko niestety nie wystarczyło, żeby uratować chłopca – dodają lekarze.
Swój internetowy wpis kończą tak: – W imieniu personelu szpitala przekazujemy wyrazy głębokiego współczucia biologicznemu ojcu dziecka. Dziękujemy też wszystkim tym osobom, które tak bardzo przejęły się losem chłopca. Wspólnie z Państwem, jako personel szpitala, dzielimy dziś wielki smutek z powodu odejścia Kamilka.
Ważny apel
Swoją refleksją na ten temat podzielił się Wojciech Załuski, trener elbląskich kajakarzy oraz strażak z Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Elblągu. W jego wpisie czytamy:
"Nie oceniam systemu prawnego, wszystkich wiadomości, które dzisiaj wychodzą na światło dzienne w związku z tą sprawą. Dzisiaj popularna jest znieczulica, odwrócenie wzroku, myśli w momencie kiedy widzimy lub domyślamy się, że coś złego może dziać się drugiemu. Temu młodemu. A często ten impuls, zareagowanie może uratować komuś ŻYCIE.
Nie tylko życie w kwestii bicia serducha, ale również życie w rozumieniu egzystowania, przeżycia. Tego lepszego, a nie spaczonego, zatrutego.... Być może ten nasz impuls odmieni czyjeś życie?
Jestem na to mocno uczulony, dlatego, że pracuje z ludźmi. I tymi starszymi, ale również lub przede wszystkim z młodymi. Nie raz byłem świadkiem próby stosowania "fali" starszych do młodych - którzy mogli sobie z tym nie radzić. Ale zawsze uczulam naszą kadrę trenerską - WIDZISZ - REAGUJ.
Byliśmy też naocznymi świadkami pojawiania się wielu siniaków na ciele dziecka, które było ciche, początkujące. Po krótkim śledztwie wyciągnęliśmy wnioski i nadaliśmy sprawie toku prawnego. W myśl zasady WIDZISZ - REAGUJ. Razem z moim serdecznym kolegą ze straży, byliśmy świadkami niefajnego traktowania ludzi w potrzebie. W myśl zasady ZAREAGOWALISMY - bo są priorytety.
Jeśli widzimy , domyślamy się. Czujemy, podejrzewamy, że coś złego może dziać się mlodym, dzieciom... Które I tak dzisiaj są dużo bardziej obciążone psychicznie niż my w ich wieku! REAGUJMY. Ta tragedia, która już się wydarzyła, niech będzie dla nas wszystkich przestrogą i nauką. WIDZISZ - REAGUJ" - pisze Wojciech Załuski.
Łukasz Nosarzewski
Napisz komentarz
Komentarze