– Wernisaż wystawy: 18 kwietnia 2024 r., godz.: 18:00
– Wystawa potrwa do: 20 czerwca 2024 r.
– Wystawa odbędzie się w prezbiterium Galerii EL
– Tekst: Waldemar Cichoń
”’Well, I’ve got to take a break from it all
Cause the wind and the wilderness calls
And I just need some peace from the storms” – The Rolling Stones – “Dreamy Skies”
„Sztuka nie zmienia świata”, powiedział Peter Brotzman, klasyk free-jazzowej awangardy w jednym z ostatnich udzielonych wywiadów. Profetyzm działań artystycznych jest również skazany na niepowodzenie; przykładem niech będzie „Guernica” Picassa, obraz, który powstał w reakcji na zbombardowanie przez niemieckie lotnictwo miasteczka w Hiszpanii. Był to zapis straszliwej zbrodni, olbrzymiej tragedii ludzkiej, wywołanej dokładnie tym samym, czym było późniejsze zbombardowanie Hiroszimy. Wystawienie obrazu na Międzynarodowej Wystawie Paryskiej w 1937 roku nie wywołało żadnego opamiętania i głębszej refleksji w obliczu nadchodzącej katastrofy II Wojny Światowej.
Sztuka również nie podlega regułom postępu, darwinowskiej koncepcji ewolucji. Ona po prostu wypełnia swoje miejsce i czas różnorodnością, za każdym razem odnajdując się we współczesności. Aktualnie, klasyczne kategorie sztuki, jak malarstwo czy rzeźba, coraz bardziej spychane są do roli elementów, prefabrykatów, z których, przez zaangażowanie najnowszych technik, buduje się nowe dzieła, będące kompilacją, układanką na zasadzie przypadku, zastosowania algorytmów, mieszając wszystko z wszystkim, a cały ten chaos podpierając często bełkotliwą i powierzchowną mieszanką literatury, filozofii, socjologii i polityki. Ja nazywam to tzw. 'publicysztuką. Ta kategoria niesie ze sobą zanik obiektu bądź też redukcje przedmiotów do form nieistotnych, przypadkowych, eksponując przede wszystkim stronę opisową. Dobrze, jeśli komentarz zawiera w sobie elementy ekologizmu, feminizmu, elgiebetyzmu, patriotyzmu – tematów aktualnych i nośnych, którymi praktycznie wypełnione są wszelkie współczesne media. Niestety, działania tego typu nie są w stanie konkurować z magmą przekazów wizualnych i informacji, atakujących zewsząd z o wiele większą siłą, dosłownością i brutalnością. Istnieją tylko przez chwile i ich przekaz szybko przestaje być czytelny, a ponieważ nie są artefaktem, same bez niego nie przetrwają.
Moje prace, wykonane na przestrzeni ostatnich dziewięciu lat, to obiekty realne. Kilka najstarszych wykazuje niepoprawne zaangażowanie ideowe, komentując formą i treścią bieżące zawirowania społeczne i polityczne. Niektóre także antycypowały w swoim czasie pewne nadchodzące zjawiska, na przykład „Inwazja Jaszczurów” 2013 przewidywała powrót ciemnogrodu i początek problemów imigranckich. „Czerwony Nosorożec 2019 niespodziewanie zapowiadał pandemię. Praca zatytułowana „W.Q.R.W.” 2018, a także „Ze haja jotejr midaj – Tego było już za wiele” 2018 miały związek z brutalnie tłumionymi Protestami Kobiet. Z pandemicznego letargu zbudził mnie telefon od mojej wnuczki – Łucji. Zapytała mnie, czy potrafiłbym zrobić dla niej bociana z drewna. Termin był krótki, zadanie niepoważne, dostęp do materiałów ograniczony, więc z tego, co znalazłem w szufladach i warsztacie, skleciłem pierwszego ptaka. Wykorzystana metoda i materiały, wymyślanie konstrukcji i połączeń spowodowały moją zmianę podejścia do rzeźby. Na tyle okazało się to intrygujące, że powstało potem kilkanaście nowych prac, z wykorzystaniem drewna, szkła, różnych elementów, a także techniki polichromii. Każdy z tych obiektów opatrzony jest tytułem, który nieco wzbogaca przekaz, w sposób niejednoznacznie związany z formą. Być może moje prace mogą wydać się banalne czy śmieszne, ale to nie znaczy, że nie są potrzebne. Kiedy Miles Davis na płycie 'You’re under arrest’ zagrał 'Human Nature’ Michaela Jacksona oraz 'Time After Time’ Cyndi Lauper, cały muzyczny świat krytyków i koneserów, przyzwyczajonych do skrajnie awangardowych działań trębacza, ze zdumieniem przecierał oczy, nie mogąc zrozumieć tej nagłej wolty. Tymczasem Davis zrobił to, bo chciał i mógł, a zagrał to pięknie.
Muszę przyznać, że od dłuższego czasu miałem problem z odnalezieniem swojej aktualnej tożsamości twórczej. Na koncercie Boba Dylana, w Dolinie Charlotty, wstrząsnęło mną to, że muzyk ani razu nie sięgnął po gitarę, a grając na fortepianie, z przyjemnością dekonstruował linie melodyczne znanych standardów, wprawiając widownię w konsternację, bo przecież wszyscy lubimy tylko te kawałki, które znamy. Słyszałem komentarze: „Skończył się!”, „Nie potrafi grać!”, a ja mu zazdrościłem tego, że on się niczym nie przejmuje. Przypomniałem sobie jego pierwszy koncert w Wielkiej Brytanii, gdzie po części akustycznej wyszedł na scenę z elektryczną gitarą, wywołując oburzenie widowni, a jeden z widzów krzyknął: „Judasz!”. Dylan odpowiedział mu, że to nieprawda, kazał podkręcić wzmacniacze na full i zagrał zupełnie inaczej, po nowemu. Wtedy też miał rację. Dlatego też z ulgą odrzuciłem „obowiązek” przejmowania się dramatem świata i ludzi. Mniej znaczy więcej.
Wystawa nosi tytuł „Odlot”, co symbolizuje porzucenie dotychczasowych nawyków i odejścia w inny świat daleki od zgiełku i przytłaczającej codzienności. Chcę przypomnieć, że może być inaczej.
Napisz komentarz
Komentarze