Takie mecze są dla Startu najważniejsze. Bo w takich meczach Start ma realizować swoje cele na ten sezon. A głównym pozostaje przede wszystkim zajęcie miejsca w pierwszej szóstce rozgrywek Superligi kobiet. Ekipa z Gniezna, jako beniaminek, jest bezpośrednim rywalem w grze o taki stan rzeczy. Gdy z nią przegrywasz, nie świadczy to dobrze o twojej dyspozycji.
Gniezno zaczęło tę kampanię słabo, ale niedawno ruszyło z kopyta. Drużyna gości pokonała MKS FunFloor Lublin oraz Ruch Chorzów. A więc przypadku w dobrej formie przyjezdnych nie było.
Nasze dziewczyny wiedziały, że to pojedynek z gatunku tego, który trzeba wygrać. Jednak łatwo w pierwszych minutach nie było, bo beniaminek rozpoczął bez respektu. Bramek to w tamtym momencie zdobywano mało, ale to EKS zaczął odskakiwać. W 24 minucie przewagę dwóch goli udało się osiągnąć, dzięki postawie Nikoli Szczepanik. Ona dostawała najwięcej piłek na skrzydło i rzucała je potem między słupki. 11:8 w 24 minucie. W 27 natomiast Wiktoria Tarczyluk trafiła i zrobiło się 13:10. Dystans ten utrzymał się do końca połowy.
MKS po raz pierwszy objął prowadzenie w 39 minucie i rozpoczął tym faktem prawdziwą zabawę i emocje. Justyna Świerżewska wpisała się wtedy na listę strzelczyń i rywalki poczuły szansę. Na boisku wtedy pojawiła się wracająca po przerwie Joanna Wołoszyk, ale musi jeszcze poszukać formy.
Co ciekawe, odnosiło się wówczas wrażenie, że Gniezno zyskało przewagę psychologiczną. Piłkarki z tego miasta grały wysoko, blisko zawodniczek EKS, agresywną i zgraną obroną. Takie podejście pozwoliło rzucić im 5 goli z rzędu. W 47 minucie 20:24.
Trener Roman Mont zmienił bramkarkę. Na placu pojawiła się Małgorzata Ciąćka. Ta roszada była potrzebna i dała efekty. Start po interwencjach tej zawodniczki, rzucał kolejne gole. Szybkie akcje i cztery kolejne bramki wyrównały stan rywalizacji.
Gniezno jednak pokazało charakter. To głównie dzięki grze Moniki Łęgowskiej, najcelniej rzucającej w całej lidze. W kluczowym momencie zdobyła trzy bramki.
W 54 minucie było więc 25:27. Po chwili przejęcie piłki, podanie w kontrze do Mileny Kaczmarek i lob. Trzy bramki więcej to już była spora przewaga, ale Start walczył. Jeszcze skuteczne rzuty Nikoliny Knezevic i Weroniki Weber dały kontakt z rywalkami.
Malwina Hartmann otrzymała dwu minutową karę, ale Start tego nie wykorzystał. Rzut Magdaleny Nurskiej na 27:29 w 59 minucie dał przyjezdnym komfort, ale później odpowiedziała Nikolina Knezevic. W ostatniej akcji rzuty karne mógł dać atak Nikoli Głębockiej, ale piłka trafiła w słupek.
Najprzyjemniejszą informacją tego spotkania jest fakt, że na ławce znalazła się wracająca do gry Paulina Kopańska.
Justyna Świerżewska (MKS PR Urbis Gniezno): Wiedziałyśmy, że będzie to ciężki mecz. Najbardziej starałyśmy się skupić na obronie, nie zawsze nam wychodziło, ale udało się wygrać. W przerwie trener podpowiedział nam na których zawodniczkach skupić się bardziej, a które odpuścić. Chcemy wygrać jak najwięcej meczów i utrzymać się w superlidze.
Roman Mont (trener EKS Start Elbląg): Do przerwy prowadziliśmy trzema bramkami. Nie uważam, że po przerwie obrona Gniezna była silniejsza. Pogubiliśmy się, zrobiliśmy masę głupich strat. Zawodniczki nie wywiązały się z tego co miały zrealizować na początku drugiej połowy, zaczęły podawać przeciwnikowi. Marta Gęga zagrała na tym poziomie co powinna, pozostałe zawodniczki nie dźwignęły ciężaru tego meczu. Jak się zespół przeciwny mocniej postawił to nie były w stanie zrealizować swoich atutów w tym meczu.
EKS Start Elbląg - MKS PR Urbis Gniezno 28:29 (16:13)
EKS Start Elbląg: Hypka, Ciąćka - Gęga 5, Stefańska 5, Weber 5, Tarczyluk 5, Knezevic 2, Kostuch 2, Głębocka 2, Costa 2, Owczarek, Stefańska, Wołoszyk, Kopańska, Stapurewicz
mat. pomocnicze:
Napisz komentarz
Komentarze